PRAWORZĄDNOŚĆ, IMPRESJA…

 

Tyle dzieje się niedobrego w polityce, że czuję obowiązek skomentowania chociaż fragmentu tych trudnych kwestii. Może coś pomogę a może sam się trochę dowartościuję.

Trudno powstrzymać się od komentarza mimo, że czasem milczenie jest właściwsze. Nieraz jednak jest jakaś potrzeba dania upustu swoich buzujących w głowie myśli. Zainspirowały mnie ostatnie manifestacje solidarności w Jerozolimie.

Obejrzałem reportaż filmowy pokazujący wielki i imponujący gest solidarności społeczności wielu kultur i religii w Izraelu jako reakcja społeczna na tragiczne wydarzenia dziejące się między Izraelem a Gazą i społecznością arabską w Izraelu. Na szczęście chwilowo/?/ powstrzymane. Znam dość dobrze ten konflikt i znam powody jego praktycznej nierozwiązywalności. Wiem, że każda akcja koncyliacyjna jest tu na tyle pożądana co nieskuteczna, niestety. Sympatyzuję z każdą ze stron po równo i marzę o pokoju i miłości między wyznawcami wszystkich religii i wszystkich kultur, choć wiem, że nurzam się tu w utopii.

Wielki szacunek dla tej pokojowej, solidarnościowej i mającej wielki wymiar akcji. Chapeau bas dla organizatorów i uczestników. Dajecie dowód, że humanizm to wielka wartość. To siła naszych umysłów i sumień. Ponad religie, kultury, upodobania i mody. Jerozolima, to najlepsze miejsce na świecie by tę myśl prezentować.

Żydzi, muzułmanie, chrześcijanie, buddyści, a i wyznawcy …„słońca i wolnej miłości”, geje, cyganie a może i …cykliści chciałoby się powiedzieć, łączcie się. By żyć w pokoju, by się szanować, by móc przytulić się jedni do drugich tak jak teraz zrobiliście to w Waszej akcji. Niestety znowu wymuszonej setkami ofiar śmiertelnych i tysiącami rannych w Gazie i w Izraelu, rakietami, bombami, gruzami, rozpaczą i…złem. Choć asymetrię w tym właśnie konflikcie i sile dobrej woli warto przynajmniej zauważyć.

Rozszerzając jednak geografię konfliktów wewnętrznych i międzynarodowych to nawet najświętsze i słuszne protesty mają, niestety, małą siłę sprawczą do kiedy nie potrafimy tak zorganizować się intelektualnie by w świecie, niby wolnym i demokratycznym nie umieć wybrać na naszych przywódców ludzi mądrych, prawych, charyzmatycznych, niezależnych i skutecznych. Nie ma ich? Są. Wiem, że są i oddaliby życie za służbę dla dobra wspólnego. Właśnie, dla dobra wspólnego. Sięgnę tu do źródeł polityki. U Arystotelesa /384 -322 pne/polityka jest rozumiana jako rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest …dobro wspólne.

Ile z tej sztuki dziś zostało, lub ile zostało z tej idei bo i w starożytności najczęściej nie dawało się jej zmaterializować. Niestety i tym mitycznym bogom i tym, którzy stworzyli później najpotężniejsze religie i tym współczesnym ideologom którzy tworzyli enigmatyczne systemy społeczno-polityczne nie udało się wyłonić polityków, o których, przynajmniej w swej definicji polityki, myślał Arystoteles.

Zło jest niestety w dużej części polityków, choć nie brakuje oczywiście i takich, którzy hołdują dobru, prawu i misji. Walka między nimi trwa zaciekła przyjmując całą gamę patologicznych form.

Myślę jednak, że zło w początkujących politykach najczęściej nie jest groźne ale potężnieje w miarę sprawowania władzy. Nie chcę się wymądrzać. Tak sobie rozmyślam i chcę z kimś podzielić się tą wciąż dopuszczalną „wolnością słowa”. Manifestacje w słusznej sprawie oczywiście popieram. Najczęściej to jedyny środek na pokonanie zła. Bywa też bardzo skuteczny. Ale jest głównie próbą przekonania polityków, którzy służą złu. Jakich użyć tu argumentów skoro te, wydaje się, najsłuszniejsze, używane przez opozycję, mądrych dziennikarzy i publicystów, tzw tęgie umysły profesorskie okazują się nieskuteczne i najczęściej porozumienia brak.

Opozycyjnych wobec „złych polityków” dziennikarzy ośmieliłem się tu nazwać mądrymi a ich poglądy najsłuszniejszymi. No tak, spróbowałbym to powiedzieć niektórym moim przyjaciołom lub nawet członkom rodziny. Szukam tu sposobu na określenie tego co mogło by wtedy nastąpić i chyba użyję, nie wiem z jakim skutkiem, znanego z Ewangelii Mateusza terminu „rzeź niewiniątek” by być zrozumiany przez chrześcijan, moich braci w religii. Ci przynajmniej pamiętają sens tej tragedii powstałej w wyniku obawy przed utratą …władzy.

Czy to w Stanach Zjednoczonych, gdzie ostatnio w krótkim czasie jeden człowiek zachwiał porządkiem tego potężnego kraju, czy to w Niemczech w latach trzydziestych i czterdziestych, kiedy w fanaberie jednego szaleńca uwierzyły miliony unicestwiając pół świata. Na Kubie, tak odległej, że świat zapomniał o biednych Kubańczykach gnębionych ponad sześćdziesiąt lat przez rządnych władzy oszołomów, w Korei Północnej, w Rosji , na Białorusi i jeszcze w wielu krajach władza oślepia polityków i każe im ignorować prawo działając na szkodę milionów ludzi. Najczęściej to politycy indywidualnie lub w małych grupach „trzymających władzę” ulegają dewiacji. Demonstracyjnie i bezwstydnie i na dodatek bezkarnie tworzą zło. A jak jest w Polsce?

Odniosę się tu do praworządności - jednego tylko przykładu, który wydaje mi się znamienny. Jako inteligent, za którego się uważam z racji wykształcenia, oczytania i przez długie życie umocowania w kulturze Polski, kraju mi ukochanego i jedynego. Kraju, który jest dla mnie treścią i spełnieniem. Kraju, dla którego chwały swoim postępowaniem i dokonaniami wiele zrobiłem, o czym świadczą zarówno uznanie społeczne, którego doświadczam jak i wysokie odznaczenia państwowe. Nigdy dotąd nie użyłem takich indywidualnych argumentów w jakiejkolwiek dyskusji, także prywatnej. Dziś jestem zdeterminowany i wręcz moralnie zobowiązany zabrać głos w sprawie mi najbliższej. Ta sprawa nazywa się Polska, która „ nie może zginąć, póki my żyjemy”. Z bólem serca obserwuję, że demokratycznie wybrana władza państwa prawa Rzeczpospolitej Polskiej dystansuje się od …praworządności. I z żądaniem jej nierespektowania obnosi się na forum międzynarodowym. Chciałbym, żeby mój kraj był moją dumą, a i każdego mojego rodaka . Ten, choćby jeden przykład niechby był symbolem naszych ambicji i zasad będących podstawą …ładu społecznego, o którym teraz głośno. Praworządność to kodeks postępowania demokracji i państwa prawa. Nie mogę pojąć jak ten temat może być dyskusyjnym. Powinien być tak oczywistym jak szacunek dla matki. Kiedy wychodzimy poza wspólne rozumienie takich pojęć opuszczamy sferę wszelkiej kultury co nas degraduje i unicestwia. Podważanie pojęcia praworządności a jeszcze w dyskursie międzynarodowym uwłacza naszej wartości humanitarnej, intelektualnej i kulturalnej. Osobiście nie mogę pojąć jak służąc narodowi można tak oficjalnie, bez wstydu i głośno deklarować niechęć do prawa. To jest niepojęte. Cały mój kształceniowy kapitał okazuje się tombakiem. To jest kpina z dorobku intelektualnego i dumy kulturowej większości Polaków, którzy bezsilni stają się obiektem politowania świadomej społeczności świata. A może to ja utraciłem rozum? Jeśli tak jest to bardzo przepraszam. Zgłaszam samokrytykę.

I tu wracam do początku tej długiej refleksji. Z racji mojego zaawansowanego wieku pozwolę sobie na jeszcze jedno wspomnienie. Było kiedyś hasło które czytaliśmy na każdej ścianie - „ Proletariusze wszystkich krajów - łączcie się”. Dziś śmieszy wręcz naiwność tego sloganu a i dziwi jak mógł on stać się tak popularny. Broń Boże nie chcę umniejszać potrzeby i często skuteczności ruchów jednościowych, solidarnościowych, manifestacji na rzecz dobra. Chcę tylko jeszcze bardziej wyczulić nas na destrukcyjną obecność zła. Zło, niestety ma się nieźle w tej polityce, której celem miało być dobro wspólne. Nie przypuszczam, żeby to Bóg popełnił błąd w tworzeniu polityków. Myślę raczej, że to społeczeństwa nie potrafią wykształcić i wybrać swoich reprezentantów godnych piastować władzę.

Nie tracę jednak nadziei. Bądźmy jednak bardziej czujni. Zło musi być pokonane przez dobro.

A my musimy to dobro nieustannie czynić i żyć w pokoju i kulturze.

Andrzej Bartkowski

code