PRL-kabaretowo - Lokomotywa 1988 r.

 

Lokomotywa 1988 r.
czyli kolejka przed sklepem

Tekst ten dedykuję moim dzieciom, niech wiedzą jak było. Jednocześnie niniejszym przepraszam je pub-licznie za to, że je w długich kolejkach szczypałem po to by się darły, co w mym złudnym mniemaniu miało skrócić moją  drogę  do  kontuaru. Kolejka „po wszy-stko” była wtedy naszym…  spełnieniem!
Kolejka była też niezamierzonym, ale największym obyczajowym, a w pewnym sensie, nawet kultura-lnym osiągnięciem PRL-u. Wierzę, że będzie ona jeszcze przedmiotem zainteresowań badaczy pene-trujących  tamtą  epokę.
Z  jaką  nostalgią  wracamy  teraz  do  tematu kolejek.
Niech  poniższy  tekst  przypomni  ich  czar.



Stoi przed sklepem kolejka gigant
choć nierealna, ale prawdziwa...
„stoi i sapie, dyszy i dmucha,
żar z rozgrzanego jej brzucha bucha,
buch jak gorąco! uch jak gorąco!
już ledwo sapie, już ledwo zipie...”
choć Śląsk już węgla ciut więcej sypie...
kogo w niej nie ma – są wszystkie klasy
partia i kościół, chudzi, grubasy,
starcy i dzieci, sławni i masy
wszyscy zjednani w kulcie kiełbasy
rąbanki z kością, czy smalcu ćwiartki
czy co tam można jeszcze na kartki.
Jest pan profesor, kobieta w ciąży
wyszła z kolejki, lecz może zdąży
jest pan inżynier, jest i kombatant
stoi w kolejce, choć ma swe lata.
Jest budowlaniec, co to... królowo!
ja tylko bułkę (i piwo), ja tu z budowy...
reprezentuje te święte krowy – zmory kolejek
ktoś kogo leje
ktoś kogoś drapie
słyszał pan panie, wczoraj sam papież
modlił się za nas!
przybastuj, zaraz
co modły warte...?
ludzie jak rany, ktoś gwizdnął kartkę!
No i za rybą, no i za mięsem
coraz mniej mięsa – nas coraz więcej
no i podwójnie, no i potrójnie
nie gap się pan tak, chodź pan to bujniem!
No i poczwórnie, no i poszóstnie
weź pan te rękie, puść pan za biust mnie!
Ten tego w ryło, tamten go w skroń
ktoś recytuje... „bagnet na broń
a gdyby umierać przyszło
to przypomnimy co rzekł Cambronne...”
bo kiedy się już z pracy wyszło
nie mamy w ręku pióra, kielni
to każdy chciałby się choć tutaj... spełnić.            
A jeden chudy, od tego stania
majaczy z głodu, choć się „nie słania” (jak mówił
premier Rakowski)
... ludzie, ludzie – tego to jeszcze nie było nigdzie
my z tego, ludzie, chyba nie wyjdziem
bo... „choćby przyszło tysiąc atletów
i każdy zjadłby tysiąc kotletów
i każdy nie wiem jak się wytężał
to nie udźwigną – taki to ciężar...”
iluż to parło, pchało do celu
było już, było... „było cymbalistów wielu...”
ale cóż oni tam, przy Jaruzelu…?
A wzdłuż kolejki, w ramach odnowy
strzeże porządku sam dzielnicowy.
„Natenczas”... chwycił na sznurku podwiązany
swój gwizdek służbowy piękny, lśniący, niklowany
„oburącz do ust go przycisnął
wzdął policzki jak banie, w oczach krwią zabłysnął,
zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha
i wysłał z niego do płuc cały zapas ducha...”
„Nagle – gwizd!”
W tłumie – świst!
W oczach błysk!
Baby w pisk!
Ruszyli, nareszcie
i tłum zafalował
do przodu, z powrotem
szarpnęli, od nowa
i razem, i jeszcze, i naprzód, i wraz
i szturmem, przebojem, by zdążyć na czas
i pchają się, cisną, sztorcują i kłócą
a nuż też nas dojdzie, a nuż też coś rzucą...
by wejść już do sklepu, by być już przed ladą
i pcha się, kitwasi się baba za babą
a z tyłu tłum wściekły, ryczący naciera
z kolejki jak z procy wyskoczył... weteran!
wyskoczył weteran? – o jasna cholera!
och gdyby to widział naczelny generał!!!
Cepelii szukała tu jedna Francuzka
ki wudre aszete la obrus et bluzka
zrugana, skrzyczana stanęła jak wryta
zgłupiała, zdurniała, z głupia frant zapyta...
a po co, a po co, a po co to to?
a jak to po co to? a jak to po co to?
to po co, to po co wylewasz tu poty              
to nie wiesz idioto, że z żarciem kłopoty?
Po kaszkę krupczatkę, po koper, po natkę
bo natkę wtranżala już naród ukradkiem
po masło, po cukier, po jaja, po zupę
po olej, benzynę, po portki na dup... na zimę
po sól, po vegetę, po fajki, gazetę
po groszki, po proszki choć one już nie te
po rajtki, po majtki nylony, kondomy
(z uwagą, że tylko za dolce lub bony)
po smalec, zakalec, po Express, po barszcz
krowiasta, potężna kolejka się pcha
„i biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej”
i w galop, i w galop inflacjo pieniędzy!
Gdy biegu przyspieszy, kolejka się cieszy
i wali, naciera, po trupach i w przód
bo olej rzucili, i dorsza, i miód
nabiera olśnienia
się w taniec zamienia
innego znaczenia
nabiera ten szturm
jak gdyby to była panienka, nie tłum
nie masa robocza sterana, stytłana
lecz fraszka, igraszka, banieczka mydlana
beztroska, szczęśliwa klasunia robotnicza
szorstkimi rączkami karteczki przelicza.
Karteczki przelicza, a potem się cieszy
bo jak się nie cieszyć, gdy kredki i zeszyt
wystane w kolejkach już w końcu się ma
kiełbasę, i kaszę, i dżemy dwa
przydałby się jeszcze majonez i śledź
w kolejkę, w kolejkę, w kolejkę znów leć
nacierać, kark łamać
na siłę, na chama
w kolejkę, w kolejkę po farsę i dramat...!
W kawiarni, w masarni, w kwiaciarni, w urzędzie
w farbiarni, w pijalni,...  w trupiarni i wszędzie
na wczasy, do kasy kolejka się toczy
ach kto nas i po co w ciemnotę tak tłoczy?
w ten bajer, makaron na uszy, w ten pic
czyś panie pan frajer
mózg dajesz pan strzyc?
No kto ten kit wciska? kto bolec ten wsadza?
   Generał, Glemp Józef, Wałęsa czy władza?           
   to para rurami przechodzi do tłoków
a tłoki tą parą ruszają z dwóch boków...
to tłoki z nas robią, frajerów, tłumoków…
a jak to? a jak to? a jak to? a jak to?
a tak to! a tak to! a tak to! a tak to!
a jak to? a jak to? a jak to? a jak to?
a tak to! a tak to! a tak to! a tak to!!!